sobota, 17 września 2016

Żurawinowe fantazje na początek jesieni :)

Słowem wstępu


Zbliża się jesień, a półki sklepowe tutaj w Norwegii wypełniają się nie dynią, lecz... świeżą żurawiną. Z całego serca kocham te małe, czerwone owocki, ale zawsze przyprawiało mnie o białą gorączkę to, że w Polsce można ją dostać zazwyczaj tylko w wersji suszonej: z cukrem i olejem.

Mało kto zdaje sobie sprawę, jakim skarbem jest świeża żurawina. Oprócz całej gamy witamin (B1, B2, B6, C, E, karoten) oraz minerałów (sód, potas, fosfor, magnez, wapń, jod, żelazo) jest również silnym przeciwutleniaczem. Przede wszystkim jednak działa bakteriobójczo i przeciwgrzybiczo (szczególnie dobra na infekcje dróg moczowych), a także oczyszcza organizm z toksyn. W sumie - prawdziwy super owoc! 
Na szczęście w moim domu pojawiło się kilka dni temu wiaderko świeżej żurawiny. Długo nie musiałam myśleć; na następny dzień powstała z nich korzenna konfitura. Idealna do mięs, owoców morza, ale też naleśników, świeżo upieczonego chleba czy do jogurtu.
Jako że to już pewnie ostatnie takie ciepłe promienie słońca, zdecydowaliśmy się na wersję konfitury w towarzystwie krewetek z grilla :)



Potrzebujemy:

  • 850g świeżej żurawiny
  • 100 ml syropu klonowego
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • sok z jednej pomarańczy i otarta z niej skórka
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 4 ziarna ziela angielskiego
  • 1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
  • 1/4 łyżeczki pieprzu cayenne lub chili 
  • łyżka świeżego, startego drobno imbiru
  • pół łyżeczki goździków

Sposób przygotowania:

Ziele angielskie i goździki mielimy na proszek - ja robię to w młynku do kawy, można to zrobić równie dobrze w moździerzu. Następnie podgrzewamy patelnię i przesypujemy na nią wszystkie przyprawy; prażymy je przez chwilę, aż rozejdzie się przyjemny korzenny aromat. Uważamy, aby ich nie przypalić!
Do żurawiny dodajemy syrop klonowy, ocet i pomarańczę, następnie dosypujemy przyprawy. Całość, co jakiś czas mieszając, gotujemy na małym ogniu przez ok. godzinę.
Po ugotowaniu od razu przelewamy do wyparzonego słoika i zakręcamy. Gotowe!


Słowem zakończenia:

U mnie w całym domu unosi się teraz niesamowity korzenno-żurawinowy zapach. Nie jest to jednak jedyny zapach: koło łazienki "studzą się" nowe partie mydełka o zapachu lawendy i pomarańczy. Jeśli chcecie dowiedzieć się, co z tego wyjdzie i jak zrobić coś takiego samemu, serdecznie zapraszam do śledzenia bloga ;)
Trzymajcie się, kochani!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz