Słowem wstępu
Pogoda za oknem od jakiegoś czasu nie rozpieszcza. Nie wiem, jak wy, ale ja jestem bardzo zależna od pogody; gdy w Oslo dwa tygodnie temu spadł śnieg i wszystko skuło lodem, zawinęłam się w koc i zamieniłam w Leniwą Bułę. Wiem, że nie jest to najlepsze wyjście z sytuacji... na szczęście niebo postanowiło się nade mną zlitować i wczoraj zesłało odwilż. Wszystkie ulice zamieniły się w wodospady, tak że wracając do domu musiałam wykonywać prawdziwe akrobacje, aby nie utopić butów*. Teraz, choć dość ciepło, bez przerwy leje - już sama nie wiem, co jest lepsze. A ponieważ na te wszystkie zmiany najgorzej reaguje moja skóra, postanowiłam zaserwować sobie i Wam antidotum na wszelkie zmartwienia: pięknie pachnący czekoladą ze skórką pomarańczy puszysty krem do ciała**. Bowiem nic tak nie poprawia humoru jak gładziutka skóra, pachnąca Świętami!
O kremie i różnych właściwościach
Zrobienie sobie własnego kremu jest dziecinnie proste. Piszę to szczególnie do osób, które tak jak ja myślały całe życie, że aby krem działał, musi być wykonany przez specjalistów z dużego koncernu przy wykorzystaniu tajemniczych mikstur. Najlepiej, żeby wzbogacony był wyciągami z łez feniksa, ekstraktami z ziaren piasku z dna Atlantydy czy molekułami diamentu z jaskini Ali Baby.
A tak poważnie: codziennie wmawiane jest nam w formie reklam lub artykułów, że naukowcy wynaleźli nową formułę na odmłodzenie i nawilżenie skóry i tylko oni mogą ją nam dostarczyć. Prawda jest taka, że podobnie, jak z mydłami i innymi środkami do pielęgnacji, im skład jest prostszy, tym bardziej służy naszej skórze. Jeśli zaś chodzi o sam krem, jest to chyba najprostszy do wykonania kosmetyk, ponieważ w naturze są setki rzeczy, które wspaniale spełniają wszystkie wymagania. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pierwszy raz zrobiłam swój krem i miał identyczną konsystencję, jak te kupne, był równie biały, miękki i do tego fantastycznie pachniał! Nie wspominając już o tym, jak cudowny był w użyciu.
Cóż więc. Nie pozostaje nic innego, jak tylko zabrać się do dzieła :)
Cóż więc. Nie pozostaje nic innego, jak tylko zabrać się do dzieła :)
Czego będziemy potrzebować
Jako bazę do kremu zawsze wykorzystuję te same dwa składniki: masło kakaowe (lub shea) i olej kokosowy. Oprócz tego będzie nam jeszcze potrzebny olejek lub olejki o takich właściwościach, na jakich nam zależy. Bardzo dobrze się tu sprawdzają wszystkie olejki schnące i półschnące, np.: olej konopny, lniany, z kiełków pszenicy, dyni, maliny, orzecha włoskiego lub ze słodkich migdałów, pestek moreli, pestek śliwki. Przede wszystkim należy pamiętać, aby korzystać zawsze z tłuszczy nierafinowanych. Więcej o właściwościach każdego z nich oraz przyczynach, dlaczego wybierać takie a nie inne oleje, piszę tutaj :) Tymczasem, do swojego pierwszego kremu użyłam:
- 150 ml oleju kokosowego
- 150 ml masła kakaowego
- 50 ml olejku ze słodkich migdałów
- 50 ml oleju z orzecha włoskiego
- 10 kropel pomarańczowego olejku eterycznego
Sposób przygotowania
Do większego garnka nalewamy wody i nastawiamy do gotowania na malutkim ogniu. Olej kokosowy i masło kakaowe wrzucamy do mniejszego garnka lub miski i kładziemy na większym, aby rozpuściły się w kąpieli wodnej (zawsze lepiej topić tłuszcze powoli, w mniejszej temperaturze niż je nagle zagotować!).
Kiedy tłuszcze się roztopią, dodajemy pozostałe olejki i zapach. Mieszamy, odstawiamy na chwilę do wystygnięcia, a następnie wstawiamy do lodówki na 30 minut do godziny. Czas chłodzenia poznajemy po tym, kiedy na wierzchu lub na brzegach miski pojawi się zastygnięty "kożuch" - wtedy wyjmujemy miskę z lodówki. Z pomocą blendera miksujemy tłuszcze do momentu, kiedy uzyskają konsystencję gęstego, puszystego kremu. Gotowe!
Kiedy tłuszcze się roztopią, dodajemy pozostałe olejki i zapach. Mieszamy, odstawiamy na chwilę do wystygnięcia, a następnie wstawiamy do lodówki na 30 minut do godziny. Czas chłodzenia poznajemy po tym, kiedy na wierzchu lub na brzegach miski pojawi się zastygnięty "kożuch" - wtedy wyjmujemy miskę z lodówki. Z pomocą blendera miksujemy tłuszcze do momentu, kiedy uzyskają konsystencję gęstego, puszystego kremu. Gotowe!
Słowem zakończenia
Tak przygotowany krem możemy przechowywać w mniejszych słoiczkach lub pudełeczkach po innych kremach do kilku tygodni. Najlepiej trzymać je w temperaturze pokojowej; w zbyt ciepłej temperaturze krem się roztopi, a w zbyt zimnej stanie się zbyt twardy do nakładania. Chociaż, nawet jeśli tak się stanie, to zawsze można odwrócić proces i znów cieszyć się idealną konsystencją ;)
*i tak nie udało mi się tego zrobić; przemoczona do skarpetek doczłapałam do mieszkania
**post zainspirowany przepisem Sylwii z >kierunek zdrowie<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz